Opowieść wigilijna – rzecz o uzdrowieniu /oparta na autentycznych faktach/


  • Opowieść wigilijna – rzecz o uzdrowieniu /oparta na autentycznych faktach/
    W radio usłyszałem , iż kolejna osoba duchowna –chodzi o kardynała Stefana Wyszyńskiego –ma być uznana świętą przez Watykan , proces jest na etapie udowodnienia faktu cudownego uzdrowienia innej osoby przez kardynała Wyszyńskiego. Jeśli kryterium świętości jest fakt uzdrowienia innej osoby , to ja jestem świętym. Rzecz w tym , iż ja nie chcę być świętym , ani za życia , ani po śmierci. Mam 66 lat , mam długą listę grzechów na swoim sumieniu, czego specjalnie nie przeżywam .

    W dalszej przeszłości miałem już w swoim życiu fakt samouzdrowienia /samowyleczenia . Opisałem go tutaj :
    http://rozanski.ch/forum/index.php?topic=2036.0

    Teraz przyszedł czas na uzdrowienie przeze mnie innej osoby : miał on miejsce niedawno około 3 miesiące temu , a było to tak : osobą uzdrowioną była moja 85-letnia sąsiadka , która w obecności mojej i swojego fizjoterapeuty nagle bardzo źle się poczuła . Zaczął ją strasznie boleć brzuch. Poprosiła bym poszedł z nią do toalety. Usiadła przy sedesie , usiłowała wymiotować, lecz nie mogła. Byłem przy niej . Usiadłem na krawędzi prysznica . Podałem jej swoją rękę i tak trzymałem ją do końca.

    W pewnym momencie zobaczyłem , iż wywróciły się jej oczy na drugą stronę , a ona pochyla się na mnie bezprzytomnie . Powtórzyło się to trzy razy. W trakcie każdego takiego zdarzenia mówiłem do niej samoistnie : Mira ./ tak ma na imię / nie rób mi tego…wracaj…musisz ..to były słowa klucz , którymi się z nią komunikowałem ..ona nic wtedy nie mówiła ..nie była w stanie…ona była już nieprzytomna i bezświadoma….W tym czasie mój kolega –jej fizjoterapeuta zapytał mnie , czy ma dzwonić po pogotowie ? Odpowiedziałem mu , iż chyba już nie ma po co …bo ona już umiera….lecz dla spokoju ducha powiedziałem mu , by zadzwonił…w tym czasie cały czas przy niej siedziałem , trzymałem ją za rękę.. Kolega nerwowo poruszał się po przedpokoju.

    Po trzech próbach odejścia z tego świata, a trwało to wszystko kilkanaście minut , poczułem , iż Mira odzyskuje przytomność ..udało mi się z nią nawiązać kontakt słowny.. była bardzo zmęczona …chciała się położyć na łóżko…przenieśliśmy ją tam.

    Po około pół godzinie przyjechała karetka reanimacyjna w trzy osobowym skaldzie z młodą lekarką plus dwóch sanitariuszy-ratowników medycznych. . Mira cały czas skarżyła się na silny ból w podbrzuszu….ale żyła. . Lekarka przeprowadziła badanie brzucha , zrobiła EKG., dała jej domięśniowo przeciwbólowy zastrzyk z No-Spa . EKG nie wykazało zmian. Po zastrzyku ból zaczął jej mijać. Poczuła się na tyle silnie, iż sama wstała z łóżka i poszła do drugiego pokoju i przyniosła podarek dla lekarki, która jednak odmówiła jego przyjęcia. Do szpitala nie chciała jechać , gdyż kilka miesięcy temu umarł w szpitalu jej mąż i twierdziła , że gdyby tam nie poszedł to jeszcze by żył.

    Po tym zdarzeniu z nikim na jego temat nie rozmawiałem, gdyż uznałem, iż nie ma co wokół tej metafizycznej sprawy robić sensacji. Teraz z uwagi na religijną wigilię przerywam milczenie. Świadkiem tego zdarzenia jest fizjoterapeuta z którym też na ten temat później nie rozmawiałem . Niemniej symptomatyczne było jego zachowanie jak go zobaczyłem któregoś dnia rozebranego z kurtki na balkonie Mirki –przyszedł ponieważ robotnicy naprawiali elewację budynku – by im to umożliwić, któremu powiedziałem , ażeby się schował , bo się rozchoruje, na co on niedwuznacznie odpowiedział mi na to : ty mnie wyleczysz. . Fizjoterapeuta ma klucze do mieszkania Mirki….ona wkrótce po tym zdarzeniu trafiła do prywatnego domu opieki społecznej .

    Wcześniej dala mi- w zaufaniu i tajemnicy - całą teczkę cennych numizmatów o dużej wartości materialnej, po mężu , którą jednak oddałem jej opiekunowi prawnemu –fizjoterapeucie nie czując się uprawniony do skorzystania z tego prezentu. Dzisiaj , albo jutro odwiedzę MIrę w jej nowym miejscu pobytu , jestem ciekaw co mi powie -jest dzielną kobietą , przeżyła warszawskie powstanie, w swoim życiu była zawsze bardzo kategoryczna , a momentami apodyktyczna . W swoim czasie zupełnie zerwała kontakty ze swoją jedyną córką , którą również wydziedziczyła ,/ za co jej nie pochwalam, o czym jej powiedziałem , lecz zdania nie mieniła/ przepisując swój majątek w całości na swojego fizjoterapeutę, którego jednocześnie zrobiła swoim opiekunem prawnym . Co do zdarzenia, które razem przeżyliśmy , nie sądzę , by je pamiętała , ponieważ wtedy była nieprzytomna.

    PS. w swoim dotychczasowym życiu miałem wiele zdarzeń, które mogły być przyczyną mojej śmierci, niemniej zawsze dotychczas mi się udawało przeżyć nawet wydawałoby się w sytuacji beznadziejnej, na przykład : gdy jako 3,5 letnie dziecko wpadłem pod konny wóz, który po mnie przejechał i dosłownie nic mi się nie stało, czy też jak wpadłem zimą , w nocy z kutra do rzeki Dziwny w płaszczu wojskowym i udało mi się dopłynąć do nabrzeża i wyszedłem tam na brzeg po zawieszonych tam oponach., czy też gdy miałem czołowe zderzenie z innym samochodem podczas wyprzedzania /z mojej winy/ w efekcie którego miałem jedynie na czole niewielką rysę, czy też , gdy zostałem ugodzony nożem ratując się odruchowo podniesiona ręką ,wtedy nawet nie poleciała mi kropla krwi , a rana była głęboka - bliznę na ręce o długości ok.5 cm mam do dzisiaj. W tym ostatnim przypadku nie poszedłem od razu do lekarza.. Poszedłem dopiero na interwencję swoich dzieci, którzy mnie tam zawiozły –lekarz dał mi zastrzyk , lecz nie chciał już tej głębokiej rany szyć, mówiąc , iż po tylu dniach od zdarzenia tego się nie robi. Tych zdarzeń w moim życiu było jeszcze więcej.

    Dopiero niedawno kojarząc te fakty zrozumiałem , iż mam bardzo dobrego anioła stróża i mam wobec tych faktów dług do spłacenia wobec Boga, co staram się teraz zrobić jak potrafię najlepiej.

    PS. wyprzedzając ewentualne następstwa tej opowieści informuję , iż nie prowadzę i nie zamierzam prowadzić praktyki bioenergoterapeuty oraz nie zamierzam udzielić żadnych wywiadów na poruszony wyżej temat.

    Wszystkim ludziom dobrej woli życzę wesołych świąt i Do Siego Roku. Dedykuję im również pieśń Jaromira Nohawicy pt. „Mam tylko bliznę…bo przy mnie stał „
    https://www.youtube.com/watch?v=EDMWdGzmnCw

    oraz pieśń Czesława Niemena pt. „Dziwny jest ten świat ”
    https://www.youtube.com/watch?v=wTjLZwpmufw

    Według mnie - ta pieśń Czesława Niemena powinna być hymnem dla ludzi dobrej woli rozsianych po całym świecie i wieść ich ku jego naprawie ku chwale Boga
  • Komentarze

    Popularne posty z tego bloga

    Żydówka matka Michała Boniego o Polakach i Żydach

    W Polsce i na świecie trwa podgotowka /przygotowanie/ programowanie do wojny

    O znachorce oraz kobylaku , który leczy biegunkę oraz zaparcia